Abbildungen der Seite
PDF
EPUB

szy się weselem wielkiem, złożył naprzód dzięki Panu Bogu, a potem podziękował i ludziom życzliwym, którzy mu dopomogli do uratowania statku. Aż w tem nowa burza znagła się podniosła, burza_grożąca powtornie zatopieniem statku w głębokościach morskich. Wszelako wielebni bracia, nie traćmy nadziei: albowiem Pan Bóg obróci i to nasze doświadczenie na dobro kościoła, skoro my z niego korzystać statecznie potrafimy. Aby zaś to za Boską pomocą nastąpiło, starajmy się, wielebni bracia, będąc chrześcianami i kapłanami dopełniać tem gorliwiej naszych obowiązków, im przykrzejsze są dla nas te okoliczności. Czuwajmy tem sumienniéj iz tem większą roztropnością nad naszem postępowaniem, oraz dopełniajmy dla wszystkich i każdego z osobna przykazań chrześciańskiej miłości. Obstawajmy silnie oraz z godnością, aby nasze słuszne prawo było utrzymane. Znoście tę nową zwłokę w uregulowaniu spraw kościoła, jaką sprowadziły niedawne wypadki; znoście trudności w urzędzie waszym pasterskim, znoście oraz dotychczasowy niedostatek cierpliwie i statecznie dla miłości Pana Boga. Z mojéj strony niedam się zachwiać i starać się będę o poprawę tego położenia. Nie traćmy nadziei, wielebni i kochani bracia! Wszakże jak kościół w dawnych męczeństwa czasach przez cnotę i miłość chrześciańską odnosił zwycięztwo, tak zniesie i te przykre doświadczenia obecnego czasu. Cnotą i miłością musimy i my pokonywać nieprzyjaciół i przeciwników. Dla pokrzepienia naszego została nam modlitwa; została nam łaska naszego poświęcenia kapłańskiego, na której nigdy nie zbędzie usiłującemu szczerze, życie podług niéj godnie urządzić, zostały nam nareszcie Boskie obietnice dane kościołowi. Oprócz tych środków pociechy i mocy, na których w żadnym wieku niezbywało kościołowi i kapłanom jego, mamy w obecnym czasie z rozporządzenia Boskiego jeszcze inszy środek. Jest ów wniosły przykład, jaki nam daje arcykapłan siedzący na stolicy Piotrowéj, Ojciec św. w Rzymie. Skoro najwyższy arcykapłan znajduje się w takich uciążliwościach, za cóż my kapłani mamy się żalić, gdy nam zgotują jakową przykrość? Skoro obecne uciążliwości Ojca św. tak wielką w nas wzbudzają boleść, przewyższającą daleko troski pochodzące z naszego własnego położeżenia, niechże pokrzepia nas przykład cnot jego. Pius IX daje światu już jako człowiek i chrześcianin, już jako książe i głowa kościoła, tak wzniosły przykład odwagi, stateczności i ufności w Bogu, iż z niego musi spływać moc i błogosławieństwo na społeczeństwo kościoła katolickiego rozlane po całem okręgu ziemskim. Idźmy więc za tym przykładem, a obietnice Boskie dane kościołowi na nowo się spełnią. Freiburg w dzień św. Anzelma 21 kwietnia 1860 r. (podp.) † Hermann arcybiskup freiburski."

Powyższy okólnik jest szczerem a poważnem przemówieniem Ojca duchownego do synów swoich. Opowiada im arcybiskup, co zaszło i na jaką niepewność sprawa kościoła znowu narażoną została. Duchowieństwo przyjęło odezwę z serdeczną wdzięcznością i w licznych adresach oświadczyło wdzięczność i bezwarunkowe posłuszeństwo, zarazem przyrzekło gotowość poniesienia jak największych ofiar, w obronie praw kościoła. Za dowód niech posłuży ustęp z adresu Offenburskiego. Ze słów duchowieństwa tamtejszego widać jaki silny duch ożywia kler archidyecezyi. Otóż słowa księży z Offenburga:

Jakie stanowisko prawne nasz kościół śród spółeczności chrześciańskiej zajmuje i zajmować winien, zna to nasz lud i my kapłani jasne w tej mierze przekonanie mamy. Ta właśnie świadomość wytknęła nam linią powinności naszych. Prawem naszém jest karność kościelna niczem nienaruszona; obowiązkiem zaś naszym jest posłuszeństwo ka

noniczne. Na tej się opierając zasadzie oczekujemy z odwagą apostolską rozporządzeń naszego najprzewielebniejszego arcypasterza, które gdy nadejdą przyjmiemy je z synowską pokorą. Nawet już je w okólniku z dnia 21 kwietnia t. r. odebraliśmy, i jesteśmy przejęci najgłębszą czcią i uwielbieniem. Będzie teraz naszem usilnem staraniem wykonać te zlecenia z niezachwianém posłuszeństwem kanoniczném. Podczas trwania nowego doświadczenia, otoczymy silnym zastępem jak wojsko naszego sędziwego przywódzcę wszelką mu z siebie gotowość do ofiar przyrzekając. Wiemy o tém, iż nam walczyć przyjdzie, i to nietylko w obronie naszego niepokalanego ołtarza, ale i w obronie tronu, bowiem zagrożono powagę i ołtarza i tronu. Takie toczyć walki uznajemy za chlubę naszą. Na ten koniec przyrzekamy najprzew. arcypasterzowi uroczy. ście synowskie posłuszeństwo, oraz ślubujemy gotowość do każdéj jakiejbądź ofiary. Na zapale i odwadze zbywać nam nie będzie. Za jego ojcowską odezwę składamy u stóp Jego nasze najgłębsze podziękowanie."

Cale duchowieństwo archidyecezyi tak myśli i tak przemawia. Pojęło ono gruntownie swoje położenie i swoje posłannictwo. Kościół nasz jest w potrzebie kościołem wojującym. Jeźli władza świecka zechce siły użyé, słuszna rzecz i godziwa, że ono w obronie najświętszych rzeczy jak mur stanie.

W miesiącu sierpniu zebrała się nareszcie pierwsza izba sejmowa, dla obrad nad wnioskami, wprzódy w izbie deputowanych większością głosów przyjętemi. Charakter tych obrad był zupełnie taki sam w téj izbie jaki w tamtéj: przychylny rządowi, nienawistny kościołowi. Członków izby liczono 20, z których 15 oświadczyło się i głosowało za wnio skami, 5 tylko przeciwko. Wnioski więc przeszły w obu izbach. W. książe dał im sankcyę, więc tym sposobem zyskały moc prawa, i stały się częścią konstytucyi. Rząd pospieszył z ich ogłoszeniem, oraz z wydaniem rozporządzeń wykonawczych. Owóż forma jest legalną, wszystkie trzy czynniki prawodawcze, t. j. monarcha i obiedwie izby zgodziły się na jedno; zachodzi pytanie, czy treść jest legalną? Prócz prawa formalnego istnieje prawo moralne, prawo sumień. Czy się przed niém ostoją uchwały nowe i czy będą śmiały sprawiedliwości zajrzeć w oczy? Niech tu każdy sumienny człowiek odpowie. Jest to nocny i niespodziany najazd na dobra sąsiada bezbronnego; najezdzca usadowił się śród obcej własności, nawet biesiaduje co dnia, tylko od czasu wstąpienia na własność zgwałconą, nocy ani jednéj nie przespał spokojnie. Tak z rządem badeńskim, przeprowadził on przez izby co chciał, zyskał sankcyę monarszą, kościół najechał, prawa mu odebrał, powagę i godność poniżył; i cóż teraz? Oto drżą mu nogi, sromota poczyna mu się pojawiać na czole, uczucie niesprawiedliwości sumienie trapi, a ciężki smutek kraju dojmujące wyrzuty czyni.

Cóż kościół i pasterz jego? Arcybiskup trwa statecznie i niewzruszenie na stanowisku praw swoich; trwa statecznie i niewzruszenie choć spoliczkowany, spotwarzony, wyszydzony przez sofismata erydytów, a nawet wyśmiany. Nie złorzeczy, lecz się modli za nieprzyjaciół spra wiedliwości i osobliwie za doradzców monarszych, którzy świadomie czy nieświadomie na kraj i na rząd moralną ruinę ściągnęli. Wiedzieli oni o autonomii kościoła, zabójczo rzucili się na nią, w nadziei że przez swe prawa cios jéj śmiertelny zadadzą, i że kościół odtąd niewolniczo państwu służyć musi. Niebaczni zapomnieli, że kościół nie umiera nigdy, i żywotnej jego siły żadna broń nie dosięga. Zapomnieli i o tém, iż lubo sam broni nie nosi, ma w sobie coś co kruszy w miazgę każdą broń obcą. Jakiejże to broni użył kościół badeński przeciw tym brzydkim zamachom? Jakiej? Kościół badeński powiedział: Nie można.

[ocr errors]

I te słowa są bronią, ba murem, za który się żadne prawo, choćby poparte tysiącami wojsk przedrzeć nie zdoła. Teraz to dopiero spostrzegł się rząd, iż téj fortecy nigdy nie zdobędzie. Chciał naprzykład użyć prawa patronatu; kościół mu odpowiada: Niemożna; komissarza na examina abituryentów przysłać, kościół na to: Niemożna. Niepokonana moc w tych słowach; lecz aby je kto zejskutkiem umiał wymówić i niemi się zasłonić, trzeba powagi i namaszczenia, a taką powagę ma tylko katolicki kościół i jego prawowierne sługi. Otóż sprawa kościoła badeńskiego stanęła na stanowisku odpornem, a rząd wacha się ciągle i nie wie co uczynić.

Od jesieni zmiany niewidać; wszelako zapowiadają, że rząd szuka sposobów porozumienia się z kościołem na drodze osobnego, nowego układu. Trudno oczekiwać się czegoś w chwili, kiedy wszyscy różnowiercy nastają na poniżenie Stolicy Apostolskiej i spodziewają się, że się papieztwo zachwieje. W Austryi wymierzone są silne ciosy przeciw konkordatowi, w Wirtembergii sejm poszedł za przykładem izb badenskich i głosował przeciw umowie zawartej z Rzymem a przez króla obwieszczonej jako prawo. Żadne zobowiązania względem kościoła katolickiego nie są szanowane. Drobne rządy niemieckie w epoce, kiedy ich istnienie coraz bardziej zagrożone jest i podkopane dążeniem do jedności, zrażają sobie katolików samochcąc a ślepo. Dokąd to doprowadzi? Pan Bóg jeden wie, On co kieruje wszystkiem; my tylko prosimy Go, aby nad katolikami badeńskiemi rychło miłosierdzie okazał.

[ocr errors]

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

PIŚMIENNICTWO.

Żywot J. U. Niemcewicza przez X. Adama Czartoryskiego. Wydanie Biblioteki polskiej w Paryżu. — Księgarnia B. Behra, 1860 r. str. 453 z portretem.

Dziewiędziesięcioletni starzec książe Adam Czartoryski skreślił żywot Niemcewicza, przyjaciela swego i towarzysza w służbie krajowej. Niepodobna bez rozczulenia i bez zbudowania, wziąść do ręki książki napisanej przez najpoważniejszego i najzasłużeńszego wyobraziciela dawnej Polski, męża który zachowawszy czerstwość myśli i ogień serca w latach podeszłéj sędziwości, uczy młode pokolenia przykładem i słowem, jak trwać przy obowiązku i jak nadziei nieskładać. Osobistość Niemcewicza przemawia także i bardzo do serc i do wyobraźni Polaków; więc mamy tu na tle wielkich wspomnień narodowych, jakoby pamiętnik dwóch osób, z których jedna o drugiej opowiadając, a strojąc opowiadanie swoje we wdzięczne narodowe barwy, daje najpiękniejsze świadectwo ówdzie uczuciom i przekonanoim zmarłego przed dwudziestu laty patryoty, tu uczuciom i przekonaniom własnym. Praca dostojnego książęcia ma rozliczne zalety. Pisarz przynosi bogaty plon doświadczenia a doświadczenia spokojnego i łagodnego, zgoła bez goryczy; kiedy roztaczą długi szereg nieszczęść krajowych, czyni to ze serdecznem współczuciem, a zarazem z poważną powściągliwością; gdy opowiada, opowiada żywo nieuchylając się od obowiązku głoszenia prawdy o rzeczach, zarazem zachowując wyrozumiałość a nawet pobłażliwość co do osób. Jeźli siła i jasność zasadniczych pojęć nie zawsze tam dosięgają wyżyn miary, wytwornego smaku i doskonałości formy, jakie cechują sposób cały, to zawsze czuć, że z głębi duszy bije ożywcze ciepło zacnych przekonań i niedostępnej słabościom osobistym szlachetności. W ogóle rzecz to podniosła, zdolna budzić w sumieniach czyste natchnienia, pomyślana dobrze, a przedstawiona z takiem staraniem, z taką dbałością o czytających i z taką pełnością natchnienia nie pożyczanego jeno własnego, że nieraz przychodzi zapomnieć, iż ta cała majowa zieloność tak pilnie oczyszczona z pod śronów podeszłego wieku się wychyla.

Przechodząc pojedyncze rozdziały, będziemy mieli obszerne pole do czynienia uwag; na wstępie chcieliśmy jeno zapisać, żeśmy z uczuciem czci i wdzięczności, żeśmy z rozrzewnieniem obszerną tę pracę odczytali.

Nieporównany wdzięk cechuje ustęp o pierwszych latach Juljana Niemcewicza. Oto jak opowiada dostojny pisarz:

Pierwsze Juliana lata, aż do dwunastego roku, zeszły na wsi przy rodzicach i zostawiły w jego duszy nigdy niezatarte wrażenia. Po przejściu szczęśliwych dziecinnego wieku lat, już Julian Niemcewicz nie używał nigdy prawdziwego na wsi polskiego życia, a przez wszystkie dni swoje o tém marzył, tego życzył, tego żałował. Prawdziwe u nas wiejskie życie tam tylko godném jest tego nazwania, gdzie dwór jest folwarkiem, a folwark dworem; gdzie przecierając oczy nadedniem już słychać parobków, z zaprzężonym pługiem idących na pole, słychać bydło ryczące i stadninę śpieszącą na łąki, widać z przeciwka, za zieloném podwórzem, stodołę, gumno, oborę; gdzie państwo nazywani Ojcem i Matką, opiekują się włościanami, leczą ich, trudnią się wychowaniem ich dzieci, polepszeniem ich moralności i losu. Wzrósł mały Julian od kolebki wśród takich widoków, które z czasem stały się przyczyną jednego z najsilniejszych rysów jego szlachetnego serca. Nigdy on nie żył, jak Jan Kochanowski, na swojej wsi i między swymi włościanami, ale jak on, kochał ich, szanował ich stan, chciał go podnieść, uszczęśliwić i do równości przed prawem doprowadzić. Aby nabyć tych uczuć, nie potrzebował on zdań czerpanych we Francyi i Ameryce; temi uczuciami się przejął od pierwszych lat, patrząc na roboty wiejskie, słysząc słowa, uważając sprawy pracowitych kmieci. Pamiętał, jak go dziad Alexander na rękach między żniwakami, lub przy zwożeniu kop do stodoły, dzieckiem nosił, pamiętał, że nigdy się lepiej nie ubawił, jak przy obżynkach.

Pierwsze wrażenia dzieciństwa zostawiają najgłębsze w umyśle ślady, i najwięcej może przyczyniają się do złożenia tego, co póżniéj nazywamy charakterem człowieka. W zdarzeniach pierwszych lat życia, można najczęściej wyśledzić zarody przymiotów i wad, które się potem w nas rozwijają: i ten stosunek pierwszych wrażeń z resztą życia, jest w Niemcewiczu widoczuym.

Niemcewicz urodził się w samej chwili przejścia, gdy Polska, w miejsce dawnych sarmackich, jak to mówią, obyczajów, przybierała nowe kształty i odmienne zwyczaje. To przeobrażenie, zaczęte już od kilkudziesiąt i więcej lat, dokonało się za jego czasów. Widział on jeszcze cały tryb starodawnego polskiego życia; przepych i równie sutą, jak nieporządną lecz uprzejmą gościnność magnatów naszych, pobożność i proste narodowe na wsi obyczaje szanowanéj szlachty; widział dawne sejmiki, zjazdy, zajazdy i uczty, krwawe kłótnie i zgody przy kielichu: i to wszystko wkorzeniło w nim głębiej jego do polskości przywiązanie. Niemcewicz ganit zapewne uprzedzenia, próżniactwo, zarozumiałość, niesforność powszechną; ale kochał w tych obyczajach, co tylko nie będąc wyraźnie naganném, należało do właściwości, nawet szczególności polskich, do cech narodowości i oddzielało nas od innych ludów.

Pamiętał Niemcewicz, jak w 1764 roku ojciec jego, urzędnik wojewódzki, sędzia kapturowy i towarzysz znaku pancernego, wyjeżdżał na elekcyą Stanisława Augusta, konno w pełnym rynsztunku z czworokonną kolasą i pakownym wozem dla kucharza i tłumoków i z doborem swoich pocztowych. Pobożna matka, rzadkich cnót i urody osoba, którą syn do późnéj starości z czułém uwielbieniem wspominał, której portret widzieliśmy w Warszawie nad jego łóżkiem zawieszony, wpajała podczas tych pierwszych lat do serca swego pierworodnego dziecka, uczucia religijne, które potém, mimo wpływu wolterowskiego świata, nigdy w nim nie wygasły zupełnie, a nareszcie przy schyłku życia wzięły górę. To dobrodziejstwo, równie jak i pierwszą naukę serdecznego patryotyzmu, wyższego nad wszelką osobistość, winien był Niemcewicz czułéj i cnotliwéj matce.

Gdy w r. 1767, przyszła do Brześcia wiadomość o porwaniu na rozkaz posła moskiewskiego biskupów, senatorów i ministrów, pani Niemcewiczowa tak mocno była przejęta obelgą i zgrozą popełnionego gwałtu przeciw powadze, honorowi, niepodległości narodu, że o tem słysząc, padła na miejscu zemdlona.

Scena, która wówczas nastąpiła, która obudziła po raz pierwszy i na całe życie w sercu młodego Juliana najsilniejsze spółczucie dla cierpień narodowych,

« ZurückWeiter »